Leon Wyczółkowski - Krucyfiks królowej Jadwigi.
A więc... jesteś. Stoisz tu przede mną. Wisisz przede mną. Przede mną ogarnia cię mrok.
Potęp mnie.
Za ich zapomnienie. Za ich mrok. Za te świece, od wieków tonące w niezmiennej ciemności. Naprawdę myślałeś, że coś znaczysz? Naprawdę wierzyłeś, że będą pamiętać? Że zrozumieją? Nie wiedziałeś, że tylko empiryzm potrafi ukształtować percepcję na zadowalającym cię poziomie?
Nie, przecież proste rzeczy cię nie dotyczyły. Byłeś ponad tym wszystkim. Ponad nimi. Ponad nami.
Spoglądamy w górę, by widzieć cię na krzyżu. Ogromna, czarna figuro na tle pęczniejącego mroku, patrz – oto ludzie! Te małe istotki, nieznaczne koszmary, w które wierzyłeś. Widzisz ich krzyże? Są malutkie, a jednocześnie nieskończone. Naiwne w swojej doczesności, idiotyczne w dążeniu do czasowych efektów. Ale to wszystko nieważne, czymże są ich krzyże w porównaniu z twoją ponurą monumentalnością? Problem pojawi się wtedy, gdy dostrzeżesz, że nasze krzyże nie są retoryczne. O ile zechcesz to dostrzec.
Toniesz. Toniesz w ciemności, której stałeś się przyczyną. Śmierć jest dopiero początkiem koszmaru zapominania i bycia zapominanym – długiej wędrówki zakamarkami mentalnej rzeczywistości, uzurpowanej sobie za własną. A może krótkiej, ulotnej jak gasnący płomień świecy?
Wszystko zależy od punktu wiszenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz